Ostatni wpis był troszkę żartem, teraz poważniej. Chciałbym życzyć Wszystkim tego co życzą Wszyscy.
Dodatkowo, spokoju
dobrej zabawy
oraz pysznych ciasteczek 🙂
p.s. Poprzedni wpis o Końcu zupełnie przypadkowo był setnym w tym miejscu
Ostatni wpis był troszkę żartem, teraz poważniej. Chciałbym życzyć Wszystkim tego co życzą Wszyscy.
Dodatkowo, spokoju
dobrej zabawy
oraz pysznych ciasteczek 🙂
p.s. Poprzedni wpis o Końcu zupełnie przypadkowo był setnym w tym miejscu
Przegapiłem pewien fakt, całkiem niedawno miało nastąpić zakończenie świata jaki znamy. Miało na szczęście nie nastąpiło. Podczas przeglądania zrobionych ostatnio zdjęć, znalazłem przygotowania naszej kotki do końca świata. Może nie była przygotowana na wszystkie możliwe scenariusze, jednak na wypadek zgaśnięcia znanego nam słońca tak.
Najpierw dokonała stosownych regulacji:
By następnie cieszyć się swoim własnym, niekończącym się światłem:
—–
Od strony technicznej wyglądało to tak:
Dzisiaj mróz troszkę nam odpuścił, ale prognozy mówią, że to tylko chwilowy stan. Jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że mamy ciepłe ubranka i ciepłe mieszkanka, w których jest zimna lodówka pełna jedzenia. Są jednak w naszej okolicy mieszkańcy, którym biały zimny puch przysłonił dostęp do pożywienia, a wszechobecne zimno powoduje zwiększone zapotrzebowanie na pokarm. Nie zapominajmy zimą o ptakach!
Patrzyliście kiedyś kotu prosto w oczy? Tak głęboko długo, aby zobaczyć jego myśli?
Oczywiście nam się wydaje że przeglądamy kota, a tak na prawdę on sprawdza nas.
Jedną z rzeczy która mnie irytuje na polskich drogach (obok czasem bezsensownych ograniczeń prędkości) są znaki. Tak dokładnie to nie same znaki, ale ich ilość… ilość przypadająca na kilometr bieżący. Czasem tych znaków jest tak dużo, jak w najstraszniejszym horrorze. Czyli tak dużo że nie sposób ich przeczytać, przeanalizować, zrozumieć, zastosować. Wydawało by się że znaki przekazują kierowcy ważne informacje, a nie tylko stoją aby stać. Znam miejsca gdzie zielona tablica z nazwą miejscowości zasłania białą tablicę oznaczającą teren zabudowany (czyli bardzo ważną z punktu widzenia lokalnego budżetu), zasłaniającą ograniczenie prędkości (to już może być ważne dla życia np. pieszych).
Bawiłem się ostatnio w spacerowanie z aparatem po zmroku. Jedno z ciekawszych ujęć powstało na ulicy Koszykowej. Niebo jeszcze nie było całkiem czarne, pewnie w centrum nigdy nie jest. Parkujący samochód ciekawie oświetlił prawą część kadru, zimowe drzewa pozbawione liści podkreślają chłodną atmosferę, ocieplaną jedynie przez żółtawe światło latarni. W oddali świecąca bynajmniej nie bezcenna oferta sylwestrowa jednego z hoteli.
Spokojny późno jesienny miejski widok. Zaciekawiła mnie w tym obrazie liczba znaków. Nie magicznych, boskich, czy nadprzyrodzonych. Takich zwykłych znaków jakich dużo (za dużo) na naszych drogach i ulicach. Na przedstawionym zdjęciu widoczny jest odcinek ulicy o długości mniej więcej stu metrów. Na takiej przestrzeni drogowcom udało się umieścić tuzin samych znaków z literą „P” (i nie liczę tych umieszczonych na parkomatach). Na tej uliczce obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km na godzinę, czyli na przejechanie całej kierowca potrzebuje około 13 sekund. To jest mniej niż sekunda na znak (ograniczając się tylko do tablic „P”), a znaki umieszczone są po obu stronach ulicy. Aby uatrakcyjnić jazdę znaki ozdobiono tabliczkami przedstawiającymi symbole i litery układające się w słowa. Pół biedy jeśli ktoś szuka miejsca do zaparkowania i jedzie w tempie umożliwiającym szukanie. Jeśli jednak się spieszy i jedzie z prędkością dozwoloną, jednocześnie uważa na znaki bowiem okolica znana z uliczek jednokierunkowych i czasem ze zmienianym kierunkiem.
W tym całym chaosie informacyjnym za potrącenie przebiegającego dziecka z piłką będzie odpowiadała „nadmierna prędkość” lub cena zabawy sylwestrowej, bo znaki są tylko dla bezpieczeństwa w ruchu drogowym.