Z tęsknoty za kliszą

Nie mogę się zebrać w sobie, aby odkopać schowaną głęboko lustrzankę negatywową, czyli obecnie analogową. Trochę boję się tej magii jaka towarzyszyła każdej zrobionej klatce filmu i tego oczekiwania na wywołanie. Teraz jest łatwiej robimy zdjęcie i od razu widzimy efekt na wyświetlaczu aparatu lub podłączonym komputerze. Jest łatwiej, ale w zamian utraciliśmy tą swoistą magię. Obliczanie parametrów ekspozycji w głowie, korygowanie wbudowanego światłomierza na wyczucie, kadrowanie z małym marginesem aby decyzję podjęć pod powiększalnikiem, to wszystko zabrała nam cyfryzacja. Zamiast ciemni mamy jaśnię (ang. lightroom), zamiast oczekiwania szybkość, zamiast powiększalnika komputer i drukarkę, zamiast zapachu odczynników nic. Kiedyś ograniczała nas długość kliszy zwykle 36 czasem 24 klatki, teraz ogranicza nas pojemność bufora przy zdjęciach seryjnych z prędkością 10 klatek na sekundę. Ilość zdjęć na kartę jest tak duża, że nie stanowi praktycznego ograniczenia.

 

I tak sobie rozmyślając bawiłem się jednym z ostatnich moich zdjęć. Postanowiłem nadać mu wygląd przypominający wspomnienia i miniony charakter odbitek „analogowych”.

Jeszcze jedno się zmieniło, w dawnych czasach licznik odliczał klatki na kliszy i zerowało się go wyjmując film. Obecnie licznik jest bezwzględny jak technologia która go stworzyła, liczy od początku życie naszej migawki. Oczywiście nie mówię tu o tym widocznym na wyświetlaczu liczniku, mam na myśli tego ukrytego krasnala, który przewraca koraliki na swoich liczydłach i efekt wpisuje po cichu do każdego zdjęcia. Powyższe jest z tego względu szczególne, krasnal nadał mu magiczne oznaczenie 518 518 i może chociaż to łączy z dawną magią.

Reklama