Znaki

Jedną z rzeczy która mnie irytuje na polskich drogach (obok czasem bezsensownych ograniczeń prędkości) są znaki. Tak dokładnie to nie same znaki, ale ich ilość… ilość przypadająca na kilometr bieżący. Czasem tych znaków jest tak dużo, jak w najstraszniejszym horrorze. Czyli tak dużo że nie sposób ich przeczytać, przeanalizować, zrozumieć, zastosować. Wydawało by się że znaki przekazują kierowcy ważne informacje, a nie tylko stoją aby stać. Znam miejsca gdzie zielona tablica z nazwą miejscowości zasłania białą tablicę oznaczającą teren zabudowany (czyli bardzo ważną z punktu widzenia lokalnego budżetu), zasłaniającą ograniczenie prędkości (to już może być ważne dla życia np. pieszych).

Bawiłem się ostatnio w spacerowanie z aparatem po zmroku. Jedno z ciekawszych ujęć powstało na ulicy Koszykowej. Niebo jeszcze nie było całkiem czarne, pewnie w centrum nigdy nie jest. Parkujący samochód ciekawie oświetlił prawą część kadru, zimowe drzewa pozbawione liści podkreślają chłodną atmosferę, ocieplaną jedynie przez żółtawe światło latarni. W oddali świecąca bynajmniej nie bezcenna oferta sylwestrowa jednego z hoteli.

Spokojny późno jesienny miejski widok. Zaciekawiła mnie w tym obrazie liczba znaków. Nie magicznych, boskich, czy nadprzyrodzonych. Takich zwykłych znaków jakich dużo (za dużo) na naszych drogach i ulicach. Na przedstawionym zdjęciu widoczny jest odcinek ulicy o długości mniej więcej stu metrów. Na takiej przestrzeni drogowcom udało się umieścić tuzin samych znaków z literą „P” (i nie liczę tych umieszczonych na parkomatach). Na tej uliczce obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km na godzinę, czyli na przejechanie całej kierowca potrzebuje około 13 sekund. To jest mniej niż sekunda na znak (ograniczając się tylko do tablic „P”), a znaki umieszczone są po obu stronach ulicy. Aby uatrakcyjnić jazdę znaki ozdobiono tabliczkami przedstawiającymi symbole i litery układające się w słowa. Pół biedy jeśli ktoś szuka miejsca do zaparkowania i jedzie w tempie umożliwiającym szukanie. Jeśli jednak się spieszy i jedzie z prędkością dozwoloną, jednocześnie uważa na znaki bowiem okolica znana z uliczek jednokierunkowych i czasem ze zmienianym kierunkiem.

W tym całym chaosie informacyjnym za potrącenie przebiegającego dziecka z piłką będzie odpowiadała „nadmierna prędkość” lub cena zabawy sylwestrowej, bo znaki są tylko dla bezpieczeństwa w ruchu drogowym.

Reklama